Zatrzymam cały świat!

Jakby to było móc zatrzymać cały świat? Jakby to było sprawić, że przez jakiś czas nic nie będzie się działo? Chyba trzeba by wywołać pandemię… czy faktycznie, gdy ona przyszła, wszystko stanęło? A może tylko ucichł zgiełk?

A może jednak masz gdzieś w sobie takie przekonanie, że gdy TY zrobisz sobie przerwę, gdy się zatrzymasz to i cały świat stanie? Czy możliwe jest, że masz taką super moc, że to od Ciebie wszystko zależy? Swego czasu zdawało mi się, że taką mam, że gdy tylko na chwilę usiądę, to coś się przewróci, coś pójdzie nie tak, ktoś się obrazi, ktoś nie odezwie więcej… że jeśli przestanę o tym czymś ważnym myśleć, to to coś nie wyjdzie, że to sobie pójdzie i nie wróci.

Przyszedł jednak czas, że zdecydowałam się zatrzymać. Łatwe to nie było. Bo to było jakby na siłę. Coś robione siłowo. Pomagało zaciśnięcie zębów, by nie krzyknąć: „Boję się, że wszystko się zawali”.

Tak więc zaczęłam się zatrzymywać i obserwować, co się wtedy dzieje; co się dzieje, kiedy się zatrzymuję … I cóż się wtedy okazało? Najpierw to, że zatrzymanie wymaga energii, bo niby chodzi tylko o to, żeby się… nie ruszać, bo nawet, gdy już nieruchomo stoisz albo siedzisz, to ciało się rwie, szarpie tak jakoś wewnętrznie, w napięciu gotowe do działania i w jakiś sposób trzeba je na miejscu utrzymać. A gdy już „pokonasz” ciało to umysł i tak się rwie, szuka, nasłuchuje, obmyśla strategię, jak wytrzymać to nieruszanie się. Bo to takie nieznośne, takie nudne, nic się nie dzieje. Czyżby? A jednak oddychasz, serce cały czas pracuje, krew krąży w żyłach, odżywia całe ciało, odżywia też umysł, który cały czas żywo podsuwa coraz to nowe myśli. Jak długo jeszcze? Chyba już nie wytrzymam! Już muszę lecieć! Tyle mam do zrobienia! Znowu jakiś jazgot za oknem! Nie dam rady już dłużej… Zdawało się, że bezruch jest taki denerwujący, ale wytrzymywałam. Ile razy tak było, już nie pamiętam. Wiele… A kiedy decydowałam się, aby wyjść z tego zatrzymania, by znowu ruszyć, to okazywało się się, że wszystko jest w porządku, nic się nie wywróciło. Bo świat się toczył swoim rytmem i nawet nie zauważał, że akurat Ja postanowiłam się zatrzymać na 10 min (!).