„Nic nie jest takie, jakim się wydaje”, no chyba że zawartość komórki w Excelu

Jak często bierzesz Excel, aby podjąć decyzję? Masz mnóstwo danych, kryteria, parametry. Sprawdzasz, co odbiega od normy, co jest poniżej założonego KPI a co powyżej? Bierzesz „kredki” i kolorujesz: zielone – „zgodne”, czerwone – „niezgodne”. Tworzysz materiał, który pozwoli wybrać i podjąć właściwe decyzje. Używa się nawet określenia „spreadsheet management” – szczególnie w odniesieniu do decyzji podejmowanych na drugim końca świata, uzasadnionych oznaczoną na czerwono komórką w pliku z rozszerzeniem xls.

Można się na to obrażać, jednocześnie może warto sobie uświadomić, jak bardzo Excel uławia nam automatyczne podejmowanie decyzji. Świat staje się czarno-biały (no może zielono-czerwony) i nie trzeba zadawać sobie dodatkowych, komplikujących proces pytań. Jak to wpłynie na ludzi? Co stanie się z motywacją załogi? Jakie to będzie miało skutki społeczne? Bo gdy zadamy sobie takie pytanie, świat przestaje być dwukolorowy. Decyzja przestaje być oczywista, jak większość życiowych decyzji, które podejmujemy. No bo w życiu, jak śpiewa Maria Peszek, „nic nie jest takie, jakim się wydaje”.

Cieszę się więc, że jest Excel, bo czasem zwyczajnie mogę sobie świat uprościć i podjąć decyzję. Jednocześnie wiem, że w niektórych sprawach, zarówno „pracowych” jak i życiowych, chcę zagłębić się w to, co naprawdę czuję, zanim się na coś zdecyduję. Wtedy przydaje mi się chwila zatrzymania, kontakt z płynącym oddechem, znajomość reakcji ciała oraz świadomość oplatających temat myśli. Przyglądam się sobie bliżej w spotkaniu z takim czy innym rozwiązaniem, obserwuję, jak się z tym czuję i podejmuję decyzję, w zgodzie ze sobą, na dany moment najlepszą.